Popłakałam się dzisiaj. Nie, nic złego się nie stało :) Płakałam się ze wzruszenia. Przyszedł listonosz z przesyłkami od Justyny i Peninii. I jak rozpakowałam, to nie mogłam powstrzymać łez. Tyle dobrych rzeczy mnie spotyka ostatnio...
Na blog Mimi trafiłam dosyć późno, wcześniej wzdychałam do książek, którymi się chwaliłyście na blogach. Myślałam - to jakieś towarzystwo wzajemnej adoracji, za późno zaczęłam przygodę z blogowaniem? W styczniu tak bez większego entuzjazmu zapytałam się w komentarzu, czy można gdzieś jeszcze załapać się na "Dobry wiatr"? Dostałam maila od Mimi - że proszę bardzo - pierwszej części już nie ma, ale druga część jest do zamówienia. Kupiłam i zaraz potem była kolejna część, którą też nabyłam. Teraz nie wiem, gdzie można zamówić ksiązki, bo blog Mimi został zamknięty... Kiedy ostatnio w komentarzu u Dagmary napisałam, że chciałabym zdobyć gdzieś "Czas odnaleziony" odezwała się mailem Justyna - napisała, że ma książkę przechodnią, dla tych, którzy się nie załapali i że może mi ją wysłać. Tak "Czas odnaleziony" trafił do mnie - oczywiście chciałabym zostawić książkę dla siebie, ale jak przechodnia, to przechodnia :)
Za to Peninię prosiłam kiedyś o polecenie jakiejś maszynki do wykrojników, to moja guru od scrapbookingu - od niej dostałam pierwsze scrapki i papierki. Jak się okazało, jest to niestety drogi sprzęt i na moje amatorskie i prywatne karteczki jest to jednak zbyt duża inwestycja. Zapytałam się, czy nie mogłaby mi wykroić trochę scrapków, jeśli prześlę jej papiery? No i nie zdążyłam jej nic dosłać, a dostałam takie cudeńka:
i na dodatek taki piękny notes...
W końcu rodzinne przepisy znajdą się w godnym miejscu :)
I jak tu nie płakać, kiedy człowieka tyle bezinteresownego dobra spotyka?
Dziękuję Wam jeszcze raz dziewczyny, jesteście naprawdę niesamowite!
Z "Niezbędnika pani domu":
Pieprzniczka nie będzie się zapychała, jeśli wsypiemy do niej wraz ze zmielonym pieprzem kilka całych ziarenek.